2016-08-02
Na rynku usług utrzymaniowych pojawia się zagrożenie, z którym kilka lat temu spotkaliśmy się na rynku wykonawczym. Chodzi o nadmierne „konkurowanie” ceną. Jeśli nie powstrzymamy tego zjawiska, zamiast taniości, będziemy mieli bylejakość, a skutki ewentualnych nierealizowanych kontraktów będą o wiele groźniejsze niż w przypadku inwestycji – przestrzega Grzegorz Cioch, wiceprezes FBSerwis, odpowiedzialny za Dywizję Utrzymania Infrastruktury. Wskazuje także w jakim kierunku ulepszać kontrakty typu „Utrzymaj standard”.
Elżbieta Pałys, „RynekInfrastruktury.pl”: Jest Pan zwolennikiem utrzymania dróg w modelu utrzymaj standard, choć sam Pan przyznaje, że nie jest on doskonały. Jako jedną ze słabości wymienia Pan nie dość wyraźnie określone granice między czynnościami mieszczącymi się w utrzymaniu dróg, a tymi, które są już remontem.
Grzegorz Cioch, FBSerwis: W przypadku klasycznego utrzymaj standard rzeczywiście taka sytuacja ma miejsce i to jest słabość tego systemu. To element, który wymaga dopracowania, a kierunkiem, do którego należy zmierzać, powinien być model gdański, w którym zamawiający określił, jaką ilość napraw, mierzonych w metrach kwadratowych należy wykonać na danej drodze. Jeśli trzeba zrealizować więcej napraw, jest to wynagradzane oddzielnie. Ilość prac, która została zawarta w ryczałcie, została skalkulowana na podstawie działań remontowych podejmowanych w poprzednich latach. To jest dobry kierunek.
W modelu utrzymaj standard większość ryzyk jest obecnie przerzuconych na wykonawcę, a ten nie do końca jest w stanie te ryzyka udźwignąć. Granica między tym, co jest utrzymaniem, a co remontem jest płynna i należy ją uściślić. Kluczowe jest tu pytanie: kiedy nawierzchnia wymaga remontu, bo straciła swoją nośność czy szorstkość z przyczyn naturalnych. Jeśli dochodzimy do napraw elementów strukturalnych, dla nas nie jest to już czynność utrzymaniowa.
Do dalszej lektury wywiadu zapraszamy na portal RynekInfrastruktury.pl (link).